W dniach 18-19
czerwca odbył się ostrzegawczy strajk pracowników firmy PNG Power,
odpowiedzialnej za dostawy energii do głównych miast Papui Nowej-Gwinei. 19
czerwca we wtorek związki postanowiły, że załogi powrócą do pracy, jednak tylko
w koniecznie niezbędnej liczbie operatorów, którzy zapewnią prawidłowe
działanie przesyłu. Jak już pisaliśmy w serwisie ANZORA, związki chcą rządowych
gwarancji dotyczących miejsc pracy w przypadku przejęcia spółki przez
izraelskiego inwestora. Pojawił się również postulat zwrotu zaległych
należności oraz żądanie natychmiastowego
zwolnienia dwóch dyrektorów, zajmujących się kwestiami finansowymi w firmie,
którzy według pracowników więcej czasu niż w PNG Power spędzili za granicą, co
spowodowało opóźnienia w podejmowaniu decyzji kluczowych dla spółki.
Prezydent Unii
Związków Papui Nowej-Gwinei Eddie Gisa nie ukrywa, że strajk ostrzegawczy był
jedynie preludium do prawdziwych problemów gospodarczych, jakie mogą pojawić
się w Papui w przypadku kontynuowania protestu pracowniczego w PNG Power.
„Ostrzegam rząd przed poważnymi konsekwencjami jego decyzji – co prawda dostawy
energii nie zostały przerwane na dobre, jednak związki zapowiadają, że nie
ustąpią” – wyjaśnił. „To już nie jest problem związków, ponieważ do strajku
przyłączyli się wszyscy pracownicy firmy” – dodał.
Gisa
zapowiedział, że jeśli rząd i zarząd firmy nie usiądą do rozmów z
przedstawicielami robotników, to wyłączą oni zasilanie na terenie całego kraju,
pozostawiając je jedynie w szpitalach.
„Nie chcemy powodować utrudnień dla społeczeństwa Papui, ale wyłączenie
zasilanie będzie jedyną opcją, jeśli nie spotkamy się z pozytywną reakcją na
nasz protest” – ostrzegł Gisa.
Zobacz
także:
Źródło: The
National
Błażej Cecota