Witamy na blogu Towarzystwa Naukowego Australii, Nowej Zelandii i Oceanii, działającego w Krakowie od 2008 r. Tutaj dowiecie się o najnowszych inicjatywach dotyczących południowego Pacyfiku, jakie mają miejsce w Polsce i na świecie, tutaj także znajdują się informacje o bieżących wydarzeniach na Antypodach. Zachęcamy do nadsyłania informacji, które Waszym zdaniem powinny się tutaj znaleźć!

poniedziałek, 17 października 2011

Pierwsza nowozelandzka restauracja w Polsce!!!


Piątego września 2011 r. w Krakowie zainaugurowała działalność pierwsza nowozelandzka restauracja w Polsce - MoaBurger. Najprawdziwsze nowozelandzkie hamburgery są bliżej niż kiedykolwiek. Już nie trzeba pokonywać aż 22 tysięcy kilometrów, aby ich zasmakować. Jednak w tych z nas, którzy już przebyli tą odległość, burgery z Mikołajskiej 3 wywołają najpiękniejsze wspomnienia z Kraju Długiej Białej Chmury. A ci, którzy jeszcze w Nowej Zelandii nie byli, gorąco zapragną tam się udać.  

Na początek wyjaśnijmy zasadniczą kwestię -  pojęcie nowozelandzkiego hamburgera. Otóż poza nazwą nie ma on nic wspólnego ze znanym przez nas, Polaków, hamburgerem serwowanym w sieciowych tak zwanych restauracjach. Nowozelandzki hamburger to prawdziwa, czyli nienapompowana spulchniaczami, grillowana drożdżowa bułka, świeża stuprocentowa wołowina, z której nasz kotlet jest formowany tuż po złożeniu zamówienia, wreszcie chrupkie warzywa i obłędne sosy, jakich nie podaje się nigdzie na świecie. Cała kompozycja urasta do rozmiarów przekraczających rozstaw szczęki niejednego gościa. Jeden taki hamburger to pełny, zbilansowany i urozmaicony posiłek, stąd cena porównywalna do zestawu obiadowego (17-23 zł) naprawdę nie powinna dziwić. Podobne burgery w Londynie kosztują dwa razy tyle!

Ale do sedna, czyli do stołu i karty menu. Zaczyna się od klasycznego wołowego burgera – ale wiecie już, że to coś wyjątkowego, soczystego i sycącego. Do cheeseburgera sami wybieracie jeden z czterech proponowanych rodzajów sera. Potem stopień komplikacji i kulinarnego wyszukania rośnie z każdą następną pozycją. Specjalność zakładu, eponimiczny moaburger, to klasyczne nowozelandzkie zestawienie smaków: obok soczystego grillowanego kotleta, jest tu i kultowy czerwony buraczek, i dodająca charakteru odrobina majonezu, i oczywiście... owoc, którego nie zdradzam, żebyście sami się przekonali. Ten sam burger występuje w wersji gigantycznej – w karcie menu zwany jest mamucim burgerem.  Naprawdę można nim nakarmić dwie normalne lub 1 nienormalną osobę, używając określenia Louis de Funnesa z komedii Sławna restauracja. Ciekawe, jak smakowałby prawdziwy hamburger z moa, gigantycznych 3-metrowych ptaków nielotów, które wyginęły w Nowej Zelandii około XV wieku naszej ery...
Obok wołowych burgerów, są też wykwintne propozycje z innych rodzajów mięs. Z pewnością poleciłabym zestawienie kurczaka z boczkiem i niezwykle popularnym w Nowej Zelandii awokado. Orientalnie doprawiona jagnięcina jest wspaniale równoważona przez miętowy sos i cebulowy placek. A cieplutka buła ze smażonym kozim serem i warzywami sprawia, że na dłuższą chwilę mogłabym zostać wegetarianką. To ciekawe uczucie, kiedy jeszcze nie do końca odgryźliście kęs bułki, a ciepły sos już wlewa się do przełyku! W menu znajdują się też dwa proste mini burgery dla dzieci: z kurczakiem lub wołowiną.

Pamiętajmy, żeby zwrócić uwagę na sosy, do których Nowozelandczycy - w tym przypadku szef kuchni Nick Eltringham - mają niekłamany talent. Soczysty kotlet wołowy z grilla w połączeniu z wcale nieklasycznym sosem pomidorowym to zupełnie inna jakość. Sosów można też zasmakować z chrupiącymi frytkami lub pikantnymi ziemniaczanymi łódeczkami. I jak nigdy, przenigdy nie zamawiam w Polsce shake’ów, temu w MoaBurgerze trzeba oddać sprawiedliwość. Wierzcie lub nie, ale myślami można się przenieść na tahitańską plantację wanilii... W przyszłości będzie można skosztować także nowozelandzkich ikon browarniczych: Mac’s Gold, Speight’s czy Tui. 

Wizyta w Krakowie to okazja do bardzo sentymentalnej podróży dla tych, którzy zakosztowali Nowej Zelandii naprawdę. W pozornie niepozornym, ale bardzo nowozelandzkim MoaBurgerze, znajdziemy wiele z kulinarnej filozofii Kiwusów: świeże i idealnie dojrzałe produkty, grillowane mięsa odzwierciedlające zamiłowanie Nowozelandczyków do spędzania wolnego czasu na świeżym powietrzu, typowe dla gustów z Antypodów kompozycje smakowe. Skromnie urządzone wnętrze wypełniają drogie każdemu Kiwusowi symbole: jest tu i srebrny liść paproci, i znak ostrzegający przed przekraczającymi jezdnię ptakami kiwi. Można poczytać nowozelandzkie magazyny kulinarne i książki poświęcone kiwiana – ikonom nowozelandzkiej kultury oraz pograć w piłkarzyki.  Z głośników dobiega głos Bic Rungi i ścieżka dźwiękowa z filmu Boy, którego reżyserem jest Taika Waititi. W kuchni, pomiędzy transmisjami kolejnych meczów mistrzostw świata w rugby, które w tym roku odbywają się w Auckland, uwija się rodowity Nowozelandczyk, Nick Eltringham. Czy jest w Polsce drugie takie miejsce? 

Możecie się krygować: wcale nie przyszliśmy tutaj z powodu tych słynnych, wyśmienitych nowozelandzkich hamburgerów! A my, którzy byliśmy na drugiej półkuli globu i wiemy o co chodzi, uśmiechniemy się tylko i skwitujemy: Yeah, right!